WYPRAWY > Mołdowa '05

 

<< wróć do wypraw    

Mołdowa '05: opis | zdjęcia

Mołdowa'05

Uczestnicy: Damian Szołtysik, Henryk Tomanek, Tomasz Jaworski, Joanna Maciejowska

W dniach 5 do 13 listopada 2005 roku zorganizowaliśmy mini wyprawę do jaskini Zoluskiej (Emila Racovita) w zapomnianej Mołdawii. Inspiracją była znaleziona przez mnie w Internecie wzmianka na temat gipsowej jaskini  o długości 92 km w tym kraju. Mimo, że najkrótsza droga wiedzie przez Ukrainę, my zdecydowaliśmy się jechać nieco dalszą trasą. Pierwszy biwak na terenie Węgier. Potem ciekawa Rumunia. Główna droga przez Wschodnie Karpaty ma wiele do życzenia pod względem powierzchni ale znakomite widoki wynagradzają te minusy. Jazda nocą to generalnie stres. Nieoświetlone furmanki, samochody, rowerzyści ale także różnego rodzaju zwierzęta. Druga noc w namiocie i dalej do Suczawy. Stąd na przejście graniczne z Mołdową droga wiedzie przez rumuńską Mołdawię. Nawierzchnia w wielu miejscach fatalna a czasem nie ma jej wcale. Przejście graniczne na rzece Prut w Conosei to osobny temat. Stąd do tzw Zachodniej Europy zostały całe wieki. Na przejściu składającym się z jakichś bud i baraków wałęsają się znudzone psy i nie mniej znudzeni celnicy i pogranicznicy. Po uiszczeniu stosownych opłat po jednej i drugiej stronie możemy wjechać do Mołdowy. Głowna tranzytowa droga Odessa - Brześć jest wprawdzie szeroka ale i stosownie podziurawiona. Ruch za to znikomy. Krajobraz to obłe wzgórza z zaoranymi polami. Mało drzew. Mijane wioski i miasteczka przypominają raczej ZSRR. 

Jaskinia Racovita znajduje się w pobliżu wioski Criva w pobliżu styku granic Ukrainy, Rumuni i właśnie Mołdowy. Została odkryta w 1959 roku i eksplorowana głównie przez grotołazów ukraińskich. Znajduje się tu coś w rodzaju niewysokiego płaskowyżu pod którym zalegają pokłady gipsu. W nich właśnie rozmyta jest owa jaskinia, która obecnie ma 92 km. W jaskini znajdują się obszerne sale i jeziora. 

Do Crivy docieramy wieczorem i w jednym z wiejskich obejść rozbijamy namioty i zostawiamy auto. Traf chciał, że akurat gospodarz spokrewniony był z merem wsi. Wkrótce do nas przybywa osobiście. Niestety zwiedzenie jaskini nie jest proste. Okoliczny kamieniołom eksploatowany jest przez niemiecką kampanię i od niej należy uzyskać zezwolenie. Siedziba jej znajduje się w Kiszyniowie. Zwiedzanie jaskini może się odbywać tylko przy wstrzymanych robotach w kamieniołomie. Czas oczekiwania około tygodnia. Następnie musi przyjechać z Kiszyniowa przewodnik z kluczami do jaskini. Ujmując rzecz w skrócie to jaskinia będzie ciągle niszczona przez poszerzający się front robót. Tak w ogóle to na wsi zrobiła się  sensacja z naszego przybycia. Mer skontaktował nas jeszcze z autentycznym Amerykaninem z Chicago, który w tej dziurze pracował od roku jako wolontariusz nauczania języka angielskiego. Matt wiele ciekawego nam opowiedział o miejscowej społeczności. Nazajutrz poszliśmy do jaskini, która otwarła się 3 lata temu przez zapadnięcie się ziemi. Mer (nazywa się Oktawian) wprowadza nas do jaskini. My wczołgujemy się w zakamarki. Jest to zapewne część wielkiego systemu Zoluskiej. Świeże namuliska wystarczy grzebnąć by dostać się do dalszych partii jaskini lecz nie możemy tego robić. Występują tu ciekawe błotne nacieki ale także i kryształy. Później jedziemy do kamieniołomu i po kryjomu wchodzimy do bocznych odgałęzień Zoluskiej. Wg jednego z naszych przewodników jeden z potężnych korytarzy zawalił się niedawno na wskutek działalności kamieniołomu. Korytarze po których chodzimy są przestrzenne a charakterystyczne są obfite namuliska. Główny otwór jaskini wygląda jak bunkier. Co prawda klapę można by przy pomocy odpowiednich narzędzi sforsować lecz nie chcemy robić problemów naszym gospodarzom. I to było niestety wszystko co mogliśmy zobaczyć. Być może jeszcze tam wrócimy.

Cóż jeszcze dodać. Po powrocie z jaskini w domu gdzie mieszkał Matt czekała na nas prawdziwa uczta. Było tu kilka starszych ludzi. Była też nieodzowna tu wódka, koniak, wino .... Potem idziemy do miejscowego sklepu na zakupy. Ponieważ akurat było święto wsi (chram) to na jednej kolejce się nie skończyło. Miejscowi prześcigali się w gościnności co na pewno potwierdzi Asia. Dość chwiejnym krokiem wróciliśmy na bazę. Pożegnaliśmy Matta. Nazajutrz wczesnym rankiem wyruszyliśmy na Ukrainę skracając tym samym drogę do Rumunii. Następny nocleg wypadł w cywilizowanych warunkach w Domu Polskim w rumuńskiej Bukowinie w miejscowości Paltinoasa. Pracują tu polskie nauczycielki ucząc miejscowe dzieci polskiego. Jest tu kilka wiosek gdzie mieszka z pokolenia na pokolenie ludność polska. Ich przodkowie przybyli tu jako górnicy solni z Polski. Kultywują w ten sposób swoją odrębność kulturową i językową. W drodze przez góry Rodniańskie wychodzimy jeszcze na Petrosul (2304). Dajej do Polski z jeszcze jednym biwakiem na Węgrzech. 

Wpradzie akcja do Zoluskiej nam się nie udała jednak obecnie wiemy jak załatwić wejście do dziury. Wiele szczegółów można dowiedzieć się z strony www.criva.md . Naszym następcom radzimy najpierw mailem załatwić wszystkie formalności i przyjechać w konkretnym terminie.

W naszym przypadku wspaniałą przygodą była podróż przez mniej znane rejony naszego kontynentu i można by jeszcze wiele o tym napisać. Wszędzie natrafiliśmy na sympatycznych i gościnnych ludzi, którzy wiele nam pomogli.

Damian Szołtysik